data pierwszeg owydania: 26.09.2006 r.
stron: 301 (edycja cyfrowa Amazon)
przeczytane: 18.01.2014 r.
Tym razem zacznę trochę
nietypowo. Chciałbym nawiązać do innej niż literatura dziedziny
sztuki, a mianowicie do gier komputerowych, które współcześnie
chyba każdy już za sztukę bezdyskusyjnie uznać powinien. Tak się składa, że w
połowie 2013 roku ukazała się konsolowa superprodukcja
zatytułowana “The Last of Us”, która moim zdaniem wyznacza nowe
standardy pod bardzo wieloma względami i szczerze polecam się z nią
zapoznać. Gra traktuje o losach cynicznego, brutalnego faceta w
średnim wieku, który w wyniku szeregu niefortunnych zdarzeń
zostaje opiekunem kilkunastoletniej dziewczynki, z która krok po
kroku nawiązuje ojcowską relację. Nie było by w tym może nic
specjalnie oryginalnego ani odkrywczego, gdyby nie fakt, że historia
ma miejsce dwadzieścia lat po tym, jak świat został praktycznie
zgładzony przez pewną podstępną chorobę. Na jego gruzach dzieją
się rzeczy wręcz potworne, które każą sobie zadać pytanie, czy
warto w ogóle ratować to, co z ludzkiej cywilizacji zostało?
Wspominam o tym dlatego,
że książka McCarthy'ego jest pod wieloma względami łudząco
podobna – tak naprawdę w dużej mierze stanowiła inspirację dla twórców
elektronicznego hitu. “Droga” opowiada o mężczyźnie, który
wraz ze swoim bardzo małym jeszcze synkiem przemierza martwe
pustkowia w poszukiwaniu... no właśnie, czego? Nasi anonimowi
bohaterowie (nigdy nie poznajemy ich imion) podążają zrujnowaną drogą na południe
tego, co dawnej było terytorium USA, mając
nadzieję że na końcu podróży znajdą cokolwiek, coś co pozwoli im nie
oszaleć. Ze wszystkich stron otacza ich pustka – gruzy, zgliszcza,
uschnięte i spalone rośliny a przede wszystkim wszechobecny
pokrywający wszystko i unoszący się w powietrzu popiół. Co się
właściwie stało? Wojna atomowa? Jakiś naturalny kataklizm,
meteoryt? Nie wiadomo. Taka właśnie jest forma tej powieści,
tajemnicza i zmuszająca do tego żeby pewne rzeczy zgadywać i
samemu sobie dopowiadać. Czasy “przed” poznajemy tylko w
krótkich i zamazanych retrospekcjach, które niewiele wyjaśniają -
może oprócz jednego, bardzo mocnej i bardzo istotnej sceny samobójstwa
żony naszego bezimiennego mężczyzny.
Jest to zupełnie inna
książka postapokaliptyczna niż chociażby “Bastion” Kinga czy
“Przejście” Cronina. Nie mam na myśli nawet formy, która jest
bardzo istotna i o której za moment. Chodzi mi o o ogólny klimat i
przesłanie. W dotychczas mi znanej literaturze tego nurtu pojawiali
się bohaterowie źli i dobrzy, jakiś cel, walka dobra ze
złem, nadzieja. Tutaj nie ma niczego, tylko
popiół i ruiny, i tak aż do samego końca, który może przynosi jakieś niewielkie światełko w tunelu ale czy na pewno? Nie ma bohaterskich pionierów, którzy
próbują na gruzach zbudować utopię. Są tylko ludzie którzy zjadają innych ludzi,
strzelają do nich (na wszelki wypadek albo w celach kulinarnych) albo w absolutnie najlepszym
przypadku omijają się szerokim łukiem. Świat umarł i to już
koniec. Przygotujcie się więc naprawdę na mroczną i depresyjną
opowieść, nie żartuję, ostrzegałem.
Wracając do formy, która
gdzieś tu nam się już przewinęła. “Droga” jest napisana w
nietypowy, bardzo nietypowy sposób. Na usta ciśnie mi się od razu
słowo “postmodernistyczny”. Styl jest minimalistyczny,
pozbawiony jakichkolwiek ozdobników, nawet tych
najprostszych. Nie ma też prawie w ogóle przecinków, dialogi nie
są ujęte w cudzysłów, w wersji angielskiej niemal brak
apostrofów. Zdania są krótkie, a wypowiedzi składają się z
dwóch, trzech wyrazów – zwięzłe treściwe komunikaty. Tak
właśnie to z grubsza wygląda. I w tym punkcie zdania na temat
“Drogi” są mocno podzielone, jedni twierdzą że to przejaw
geniuszu, inni że bufonady, tudzież taniego efekciarstwa. Ja będę
książki twardo i zdecydowanie bronił – uważam że tej
konkretnej historii nie dało się napisać w żaden inny sposób,
surowa i nowoczesna stylizacja jest tutaj kluczowym elementem, daje
efekt monotonii i podkreśla szarość, nijakość świata, który
poznajemy. Na pewno nie każdemu się taki fason spodoba. Ja na
początku miałem – przyznaję się - lekkie wątpliwości ale po
trzydziestu czy czterdziestu stronach nagle coś wskoczyło na
swoje miejsce i dalej nie mogłem się już oderwać - całość została pochłonięta w jeden dłuższy wieczór.
Niewiele zastrzeżeń czy wad przychodzi mi do głowy. "Droga" to doskonała książka i w moim prywatnym rankingu na obecną chwilę obejmuje prowadzenie w kategorii "postapokalipsa".
Moja ocena: 5+/6
Tylko czy nowoczesna forma literacka nie nuży zanadto? trochę jestem za stara na wszelkie odmiany neolingwizmu.
OdpowiedzUsuńPopieram Agatę, ja chcę opowieści, a nie łydka gęba pupa karuzela.
OdpowiedzUsuńChyba był film na podstawie tej książki, nie?
O, dzień dobry ;) Był film, ponoć niezły, nie widziałem (jeszcze). Neolingwizmu się nie lękajcie - to jest bardzo fajny styl, chociaż surowy, a nie Masłowska albo jakieś inne młodzieżowe dewiacje.
UsuńCzytasz w oryginale czy po polsku? Jeśli po polsku - w czyim tłumaczeniu?
OdpowiedzUsuńW oryginale. Ale podobno polskie tłumaczenie jest naprawdę niezłe - nie potwierdzam, nie zaprzeczam.
UsuńUwielbiam McCarthy'ego totalnie, w całości :-) "Droga" to już klasyka i prawdziwy literacki majstersztyk. Czytałeś może "Child of God", albo "W ciemność" (tutaj nie jestem pewna oryginalnego tytułu, bo miałam polską wersję)? jeśli nie, to gorąco polecam, w szczególności "W ciemność" :-)
OdpowiedzUsuńNieee, nie było jeszcze okazji, "Droga" to moja pierwsza przygoda z tym panem i zdecydowanie nie ostatnia, bo to jest po prostu rewelacja! Gdzieś w poczekalni stoi sobie już "Blood meridian". Ten nr 2 w takim razie też dopisuję - z tego co widzę, chodzi o "Outer dark".
OdpowiedzUsuńDokładnie :-) ale jak masz już "Blood Meridian" to czytaj koniecznie -REWELACJA (zapomniałam zupełnie) - bardzo mocna i "wybielona"do pustynnych kości, no i tam jest kultowy już Judge Holden :-)
OdpowiedzUsuń